Bardzo lubię nowe doświadczenia: wycieczki, wyjazdy, city breaki, i tak dalej. Jakiś czas temu nauczyłem się traktować każdy, nawet najmniejszy wyjazd pod miasto, jako coś unikalnego. Dzięki temu nie dogania mnie nuda codziennej pracy biurowej, ani monotonia "dorosłego" życia. Jednym z skutków takiego podjeścia (przynajmniej u mnie, ymmv) jest nieustannie podsycana potrzeba tworzenia.
Ponieważ od zawsze towarzyszy mi głębokie zainteresowanie technologią i prawie obsesyjna chęć dopracowania najmniejszych szczegółów tego, co robię, nie potrafię się przekonać do półśrodków. Ostatnio dowiedziałem się, że taka przypadłość klasyfikowana jest jako GAS - gear acuqirement syndrome. Czyli jeśli istnieje sprzęt mniej lub bardziej potrzebny do danej aktywności, to prędzej, czy później będę chciał go mieć.
Trochę ponad rok temu kupiłem sobie smartfona, który wtedy praktycznie nie miał sobie równych w kwestiach fotograficznych (całkiem nieźle radził sobie też z filmowaniem) i tak zaczął się mój projekt związany z tworzeniem treści. Z braku lepszego medium, zacząłem montować rolki na Instagrama, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Niedługo później do mojego contentowego arsenału dołączył dron, a kilka miesięcy temu również półprofesjonalny bezusterkowość Fujifilm. Nie będę tutaj wspominał o pomniejszych sprzętach i akcesoriach, które kupiłem w międzyczasie, ani o niezliczonych związanych z tym ślepych uliczkach.
Tak się złożyło, że czas mojej fascynacji tworzeniem rolek zbiegł się w czasie z eksplozją AI, a w szczególności Chata GPT i algorytmów generujących obrazy, jak Stable Diffusioin i Midjourney. Dzięki kilku bardzo interesującym rozmowom ten temat dołączył do portfolio moich obsesji zainteresowań.
Stosunkowo niedawno zrozumiałem, że niezależnie od używanego narzędzia, proces tworzenia treści przebiega praktycznie bardzo podobnie (znów, przynajmniej w moim wypadku). Każde doświadczenie, o którym chcę opowiedzieć traktuję jako zupełnie nowe i unikalne, w związku z tym, bardzo rzadko zdarza mi się zaplanować konkretnie co i w jaki sposób chcę pokazać (w końcu to nie jest produkcja komercyjna, gdzie każda sekunda jest warta na prawdę sporo). Dlatego, w praktycznie każdym przypadku staram się zgromadzić dość dużo materiału, który może w jakimś stopniu pasować do reszty powstającej pracy, a im więcej narzędzi, tym więcej materiału. Czasami odrzucam niektóre klipy już na tym etapie, szczególnie jeśli są słabe technicznie. Po jakimś czasie mam już ogólny szkielet, coś co niesie w sobie vibe, ale wymaga dopracowania. To jest też czas, kiedy uzupełniam zgromadzony materiał o dodatkowe kadry, przejścia i ujęcia, ale wciąż jestem otwarty na nowe konwencje, bardzo często kilka projektów powstaje równocześnie. Kiedy starałem się zrozumieć jak działają różnego rodzaju generative AI, zdałem sobie sprawę z tego, że ten proces w ich przypadku wygląda podobnie.
Nie wystarczy jednak tylko zebranie materiału. Po zakończeniu doświadczenia, a więc po powrocie do domu, przeglądam zgromadzone klipy i staram się doprecyzować pomysł, nie spieszę się, czasami mija kilka tygodni zanim zacznę montaż. Nie jestem pewien, czy to jest najbardziej zoptymalizowany proces, w końcu wciąż się uczę, ale jedno jest pewne, po jakimś czasie pomysły na to jak sfinalizować projekt pojawiają się same.
Największym wyzwaniem mojego procesu jest mierzenie się z dużą ilością materiału. Po kilkunastu dniach na Mazurach, wciąż czeka na mnie kilkadziesiąt gigabajtów filmów z drona i kilka godzin innych nagrań, które mogą stać się częścią co najmniej kilku materiałów. Muszę tylko znaleźć motywację...
Mimo wszystko wydaje mi się, że tworzenie treści to w pewnym sensie proces, który opiera się na zbieraniu i usuwaniu materiału i chociaż prawdopodobnie jest to wbrew sztuce, to bardzo cenię sobie tę spontaniczność.